ZALOGUJ SIĘ

Jak rozumieć słówko "flat"?

10 lat temuostatnia aktywność: 10 lat temu
L
Leopoldyna

Wykup dostęp, aby dodać komentarz.

 

Odpowiedzi: 6

ZDANIE: We have a new flat.
Zobacz dokładniej w słowniczku, tzn. sprawdź do samego końca.
W słowniczku "etutor" tez jest przetłumaczone że flat to mieszkanie.

ps.
Flat to nie jest takie typowe mieszkanie jakie mamy w blokach w Polsce i bardzo dużo osób z Polski dostaje głębokiej depresjii jak sobie takie "flaty" obejrzy, a nie daj Boże wynajmnie.
Ale to już jest temat do innej dyskusji.
pzdr.
H
halkins
10 lat temuzmieniany: 10 lat temu
Leopoldyna - Bardzo dziękuję za odpowiedź. Mieszkam w blokowisku to koszmar czasów towarzyszy, który nadal trwa Taka klatka na szczury sporo kosztuje, aby ją zdobyć trzeba zadlużyć się na pare pokoleń.Taka mała dygresja na temat słowa " flat"( nie miałam okazji obejrzeć i nie wiem czy trafiłam z odpowiedzią)
Pozdrawiam
- 10 lat temu
halkins - Hej Leopoldyna.
Pytanie zasadnicze to czy twój "flat" jest w Polsce, czy nie daj Boże w USA, IRL lub UK? Tzw. "flat" w UK może przypominać najgorsze zapchlone dziury w porownaniu z PL. W ogóle wszystkie słowniki podają błędnie że "flat" to mieszkanie". W rzeczywistości, jak będziesz w USA albo w UK szybko sie przekonasz ze tzw. "flat" to nic innego niż najtańszy "dump shtty pithole" .
Jeżeli chcesz wynająć normalne mieszkanie, to tylko musisz szukać "apartment", który znów jest przez wielu mylony z luksusowym apartamentem (np. w hotelu). Pewno ze sto osób sie ze mną nie znowu zgodzi, ale jak już wcześniej pisałem, prawdziwy angielski i ten uczony w szkołach, to dwie różne sprawy.
Pozdr.
- 10 lat temu
TommyTu - Też mnie denerwuje, że wiele z tego, co jest w słownikach nie ma odniesienia do rzeczywistości, ale doszedłem do wniowsku, że "szkolny" angielski to właśnie angielski oderwany od brytyjskiej, amerykańskiej, kanadyjskiej (i tutaj lista krajów, w których angielski jest urzędowym językiem) rzeczywistości. Wg mnie nie jest to celowe, po prostu tak łatwiej uczyć albo pisać słownik. My się uczymy takie angielskiego z którym możemy dogadać się z innymi narodowościami - czyli takiego "international English". W sumie trudno by było gadać np. z Chińczykiem w taki sposób "you can rent a flat in the Polish not Canadian, British, and so on sense". - 10 lat temu zmieniany: 10 lat temu

Wykup dostęp, aby dodać komentarz.

@TommyTu
Dziwi mnie Twój komentarz, bo zauważyłem, że ostatnio udzielałeś bardzo poprawnych odpowiedzi, posiłkując się jednym z najlepszych słowników. To, o czym piszesz, "international English" to nic innego jak pidgin English, który jeśli pojawia się w tzw. 'realnym' angielskim to tylko jako powód do śmiechu. Nie wiem gdzie się go uczysz lub chcesz uczyć, ale zapewniam Cię, z native speakerami się takim językiem nie porozumiesz, a jeśli zostaniesz zrozumiany, to i tak będziesz postrzegany jako niedouk, a chyba nie jest to Twoim celem?
Dziwi mnie też Twoje przekonanie, że słowniki zawierają nieprawdziwy angielski - są one pisane, tak jak książki do nauki, przez native speakerów (o polskich się nie wypowiadam, choć mogą być równie dobre) i uczą takiego języka, jakim native speakerzy się posługują. Jeśli według Ciebie jest to niepoprawny angielski, to znaczy, że wiesz lepiej od Amerykanów i Anglików czy Kanadyjczyków jak powinien brzmieć ich język. Jak rozumiem, to właśnie nazywasz "szkolnym" angielskim. Nie znam Twoich doświadczeń w tej kwestii i zgromadzonej wiedzy, która pozwala Ci tak twierdzić, ale mam wrażenie, że Twoje wnioski wynikają głównie ze znajomości z niewykształconymi osobami, posługującymi się bardzo kiepskim angielskim. Niestety, w języku polskim też tak jest. Parafrazując Twoje słowa: Te dziwaki w szkole uczą formy: 'umieją', podobnie twierdzą oderwane od rzeczywistości słowniki a przecież wszyscy wiemy, że mówi się: 'umią'... ;).

A jeśli chodzi o 'flat' vs 'apartment' to jest to różnica pomiędzy brytyjskim angielskim a amerykańskim angielskim. W USA każde mieszkanie to 'apartment' a w Wielkiej Brytanii na każde mieszkanie mówi się 'flat'. Bez względu na standard. Oczywiście 'flat' może się pojawić w amerykańskim angielskim a 'apartment' w brytyjskim, jednak jest to albo kwestia przenikania się tych dwóch wariantów angielskiego lub drobnych różnic regionalnych, np. 'flat' na Zachodzie USA to mieszkanie w domu zajmujące całe piętro.
Podobnie sprawa ma się np. z 'underground' (British) vs 'subway' (American). Jeśli jakiś Brytyjczyk powie 'subway' to nie dlatego, że ma na myśli jakiś lepszy rodzaj metra. Używa po prostu amerykańskiej nazwy na określenie tej samej rzeczy.
Pozdrawiam i życzę postępów w nauce angielskiego (ale nie pidgina) :)
zaz2013

Wykup dostęp, aby dodać komentarz.

@zaz2013
Hej...
Domyślam się, że twój post to nie zaproszenie do dyskusji ale raczej stwierdzenie faktu. OK. Masz racje. Niestety mój angielski nie był szlifowany w wygodnej szkolnej ławce z panem od angielskiego w eleganckim krawacie. Mój angielski musiałem twardo szlifować na własnej skórze, kilka dobrych lat na „Sautsajdzie” w Chicago i Wisconsin, i potem ponad 10lat w UK i IRL.
Mam w życiu pecha, bo jakoś ciągle napotykam na „uneducated” tubylców. Musiałem użerać się z czarnymi w Stanach których, pomimo ze myślałem ze znam angielski, nie portafilem zrozumieć, albo ze Szkotami, którzy kiedy mówili cos do mnie, to musiałem się sprężyc jak na egzaminie z prawa jazdy.
Co do słowników, to tez masz racje. Często, słowa które znalazłem w słowniku okazywały się „słówkami pustymi”, kompletnie nieprzydatne, których nikt nie używa. Ostatnio takim słówkiem ze słownika eTutor było „prim”, gdzie nie tylko od zdziwionych tubylcow usłyszałem kilka odmiennych wersji co do znaczenia, ale wręcz kilka osób w ogóle nie wiedziało o co chodzi. I teraz co, jak rozmawiam z panem listonoszem, security, moim szefem albo jakimś kolega z pracy, to mam mu powiedzieć „ Listen guy… you’re damn uneducated moron”… bo ja Polak lepiej wiem, jak się u was mówi po angielsku?

Oczywiście jeżeli studiujesz fliliogie angielska, to twoje „zapotrzebowanie” na angielski jest zupełnie inne, niż wtedy, kiedy mieszkasz zagranica. I tu pytanie… po co mi/Tobie jest język angielski potrzebny?
Mnie jest potrzebny do życia, do tego żeby wejść i zintegrować się ze społeczeństwem, a nie się wyróżniać i wywyższać. Wole mówić tak jak oni… chociaż to nie jest Cambridge..

re: FLATS
Czytaj uwaznie. Nie powiedziałem ze FLATS to nie jest mieszkanie, ale ze FLATS to zazwyczaj najtańsze „doopiate” często przerobione mieszkanie. Wiem, bo widziałem, przerabiałem, wynajmowałem, relamowalem. Widzialem okropne FLATY za 1000 Euro/M przerobione z garazu albo z poddasza... ale pewno wiecie lepiej.
Twój opis jasno mi uświadamia, ze nigdy nie mieszkałeś zagranica, nie musiałeś podpisywać i negocjować LEASE (a nie contract) z landlordem, nie musiałeś wynajmować flatow, bejzmentow i innych pasci. Ja musiałem i na FLAT nikt nigdy już mnie nie namówi.

Sam teraz mieszkam w 2 bed apartment w South County Dublin, (to nie jest w USA), ale oczywiście ty/wy wiesz lepiej ze to jest jednak FLAT a nie "apartment", bo tak podaje 4-tomowy słownik Stanislawskiego napisany 40 lat temu. Nawet jak w adresie mam apartments, to tez cie to nie przekona, bo twoja biblia Oxford Dictionaries podaje ze FLAT sa w UK, a APTS w US.

Pozdrawiam i zycze żebyś nigdy nie musial mieszkac na FLACIE, szczególnie we wschodnim „kolorowym” Londynie.
pozdro :-)))
H
halkins
10 lat temuzmieniany: 10 lat temu

Wykup dostęp, aby dodać komentarz.

@halkins
Masz rację, że mój post to nie jest zaproszenie do dyskusji, tylko stwierdzenie faktu. Tym bardziej, że nie adresowałem go do Ciebie. Nie wymagam też, żebyś zwracając się do mnie używał dużej litery w Ty, Ciebie (choć tak nakazywałaby netykieta) ale mówienie do mnie "wy" to już przesada :).
Poza tym, wszędzie się mylisz. Nie masz pojęcia kim jestem ani czy mieszkam/mieszkałem w anglojęzycznym kraju. I nie, zwykle nie noszę krawatu gdy uczę angielskiego, nie pomaga to specjalnie w uczeniu :D.
Twoje próby sklasyfikowania mnie rozbawiły mnie do łez :). Ze słownika Stanisławskiego nie korzystam, Oxford Dictionaries nie jest "moją biblią", z czego Ty wysnułeś takie wnioski? Twoje założenie, że wszystko wiesz, podczas gdy nie masz pojęcia o czym mówisz daje mi obraz kompatybilny z Twoją znajomością angielskiego.
Niewątpliwie różnimy się tym, że "tubylcy", których Ty spotykasz nie potrafią poprawnie posługiwać się swoim językiem ojczystym i jeśli Ty chcesz się do nich upodobnić, to Twoja sprawa :)). Natomiast "moi tubylcy" to w większości ludzie wykształceni (głównie Amerykanie), którzy posługują się poprawnym angielskim i nie mam na myśli jedynie osób z wyższym wykształceniem, ale takich, którzy skończyli coś więcej niż podstawówkę... I wbrew pozorom to oni stanowią większość społeczeństwa, ale jeśli ktoś obraca się jedynie w absolutnych nizinach społecznych, to może faktycznie nie jest mu potrzebna znajomość poprawnego języka. Jakiegokolwiek. Ponadto nawet wykształcony native speaker też może popełnić błąd w angielskim i w dalszym ciągu to pozostaje błędem a nie nową formą języka, bo "ktoś tak mówi".
Odnośnie "flats". Masz rację - tak, wiem lepiej. I to też jest stwierdzenie faktu. Znajomość angielskiego na poziomie "university educated native speaker" nie przeszkadza mi w zrozumieniu niuansów języka "ulicy". Bo ta "ulica" to nie tylko ludzie, którzy skończyli edukację na 2 klasie podstawówki (bo w szkole głupot uczą), ale przede wszystkim cała masa zwykłych, szarych ludzi, którzy wciąż posługują się w miarę poprawnym językiem. I naprawdę pierwszy raz słyszę, żeby nie popełnianie błędów językowych było wywyższaniem się. Daruj, ale to żenujące :).
Twój argument dotyczący znaczenia słowa 'flat' przypomniał mi dowcip, o tym jak żona z biednego małżeństwa została zaproszona na wystawny obiad do bogatego małżeństwa. Skosztowała tam wyjątkowo smacznego ciasta, wzięła przepis a po powrocie do domu zapragnęła je upiec mężowi. Okazało się jednak, że nie mają większości składników, poza poślednią mąką, jajami i odrobiną cukru. Resztę zastąpili czymś lub nie dodali w ogóle i tak upiekli. Później, mąż jedząc tego zakalca, mówi: "Wiesz, kochanie, naprawdę nie rozumiem co ci bogaci w tym cieście widzą, przecież to jest okropne."
Z przykrością stwierdzam, że Twoja znajomość angielskiego to właśnie taki zakalec. Ale to Twoja sprawa i nie zamierzam z Tobą dyskutować, bo to strata czasu. Ja pozostanę przy poprawnym angielskim i takiego będę uczyć w dalszym ciągu :D.
I jeszcze - można wyjechać do USA czy Wielkiej Brytanii i (po)znać angielski fantastycznie, można też spędzić tam 10 lat i nadal "straszyć" angielskim, jak większość tzw. Polonii.
Jak pisałem, nie zamierzam kontynuować dyskusji, bo ja wiem, że wiem lepiej (bez pomocy nieszczęsnego Stanisławskiego, z którego raczej nie radzę korzystać :) ), a mam zbyt mało czasu, by go tak bezproduktywnie marnować.
Pozdrawiam.
zaz2013

Wykup dostęp, aby dodać komentarz.

@halkins

Jeśli upierasz się przy tym, że ponad wszystko język ulicy jest wyznacznikiem prawdziwej komunikacji, to co w takim razie robisz choćby na etutorze?

Napisałeś: "Mnie jest potrzebny do życia, do tego żeby wejść i zintegrować się ze społeczeństwem, a nie się wyróżniać i wywyższać. Wole mówić tak jak oni… chociaż to nie jest Cambridge.."
Jeśli tak, to powtórzę swoje pytanie - co tu robisz?
Jest to pytanie retoryczne.

Twórcy etutora oraz innych kursów językowych również – z tego co widzę – próbują uczyć języka "książkowego". Swoimi stwierdzeniami podważasz sens nauki na jakimkolwiek portalu , który też odwołuje się w wielu miejscach do słowników i podręczników. Według mnie utwierdzasz tych "ufających" Tobie, że nie warto, bo i tak "ulica" będzie konfrontacją z językiem poprawnym.

"Nie wyróżniać i nie wywyższać"???
Język "powszedni i powszechny" - ulicy i pubów, oczywiście że tak, ale nie zasadniczo, nie przede wszystkim. Jeśli człowiek, powiedzmy takie dziecko, słyszy w domu od zawsze niepoprawną polszczyznę, wierzy, mając do tego prawo, że tak wygląda język "realny". Dziecko dorasta w przekonaniu, że mówi poprawnie. Z czasem dociera do niego (albo i nie dociera), że gro ludzi mówi inaczej.
Nie dostrzegam żadnej różnicy w niepoprawnym i poprawnym posługiwaniu się jakimkolwiek językiem.
Nie będę mówić "włączać", ponieważ mnóstwo ludzi mówi "włańczać"?
Ośmieszę się i co grosza - będę uchodzić za zadufanego bufona, który chce pokazać swoją wyższość?

"I teraz co, jak rozmawiam z panem listonoszem, security, moim szefem albo jakimś kolega z pracy, to mam mu powiedzieć „ Listen guy… you’re damn uneducated moron”… bo ja Polak lepiej wiem, jak się u was mówi po angielsku?

I tak bywa, choć mówić tego z grzeczności na pewno nie powinniśmy.
Często to ja Polak, Polka, Chińczyk, Niemiec - wiemy jak mówi się poprawnie po angielsku, jak i Anglik, Włoch, Niemka - wiedzą lepiej od nas, jak mówi się poprawnie po polsku.
Pomyślałam o popularnym w naszym kraju Niemcu, Steffen Möller się zwie. Nie spotkałam się jeszcze z opiniami, że "nie będzie Niemiec pluł nam w twarz" swoją poprawną polszczyzną, przeciwnie, z podziwem i uśmiechami na twarzach i pełną akceptacją, a nawet pozytywną zazdrością.
Odważyłbyś się umniejszyć osiągnięcia jakiegoś tam Niemca, bo przecież tak poprawnie jak on nie mówi wielu Polaków?
E
ewa159
10 lat temuzmieniany: 10 lat temu

Wykup dostęp, aby dodać komentarz.

@halkins

Jeszcze chciałbym do czegoś nawiązać. Nie traktuj tego jednak jako zaproszenia do dyskusji, bo nie mam na to ani czasu ani ochoty. Nie chciałbym też, żebyś odczytał to inaczej niż jako konstruktywną krytykę.

Twoje zdanie: ” Oczywiście jeżeli studiujesz fliliogie angielska, to twoje „zapotrzebowanie” na angielski jest zupełnie inne, niż wtedy, kiedy mieszkasz zagranica. I tu pytanie… po co mi/Tobie jest język angielski potrzebny? ” ubawiło mnie setnie. Jak sądzisz, dlaczego ludzie studiują filologię angielską i czego się na niej uczą? Esperanto? A z angielskiego to wystarczy odmiana czasownika ‘to be’? Myślisz, że angliści i nauczyciele angielskiego to jakieś dziwaki, z których nikt nigdy nie był w Stanach czy Wielkiej Brytanii ani nie rozmawiał z native speakerem i żyje w błogiej nieświadomości, że język, którego uczy/się uczy nie ma nic wspólnego z prawdziwym angielskim? Wielu wykładowców na anglistyce to native speakerzy a angielski wałkujesz tak, że bezwiednie myślisz już jedynie w tym języku. Potem taki anglista wyjeżdża np. do USA na studia podyplomowe i okazuje się, że wszędzie – na uczelni, w pracy, w urzędzie czy pubie – bez problemu porozumiewa się w języku, którego się nauczył i taki też język słyszy u swoich rozmówców. Oczywiście zdarza się, że słyszy też błędy językowe. Różnica polega na tym, że jest ŚWIADOMY, że jest to błąd, tak jak jest świadomy błędu popełnionego przez Polaka w języku polskim. Ponadto, są niewielkie szanse na to, że obcokrajowiec dobrze znający język polski powie coś w rodzaju: ”Te ludzie, one nic nie rozumią.” Raczej powie to niedouczony Polak. Gdybyś był obcokrajowcem i chciał się uczyć polskiego, myślisz, że znalazłbyś nauczyciela, który Ci powie, że powinno się mówić właśnie: „Te ludzie nie rozumią”? I żebyś broń Boże nie mówił „rozumieją”, bo możesz spotkać jakiegoś półgłówka i on Cię wtedy nie zrozumie? Jeśli wolałbyś tak się uczyć, to gratuluję :). Na anglistyce uczy się nie tylko, jak Ty to nazywasz, „szkolnego” angielskiego, który niemniej jednak jest ze wszech miar poprawny, lecz również slangu, dialektów, różnych akcentów i masy innych rzeczy, po których nie tylko masz wiedzę ale i intuicję językową. I potem zjawia się niejaki halkins i mówi: „Nie, to nieprawda, bo ja wiem lepiej.” Jeśli tak sądzisz, to wykazujesz się ogromnym zadufaniem i ignorancją.
zaz2013
10 lat temuzmieniany: 10 lat temu

Wykup dostęp, aby dodać komentarz.

Podobne wątki